Instytut GFK Polonia zaprosił mnie do rejestracji w panelu badawczym, za pośrednictwem poczty @. Sprawdziłam opinie w Internecie, bo ludzie na forach dużo piszą. Nie znalazłam aplauzu, było wiele krytyki, niektórzy twierdzili, że wypisali się z panelu. Znikoma ilość pochlebnych opinii, zniechęciła mnie do rejestracji, choć wcześniej wypełniłam formularz wstępny, bez ostatecznej akceptacji. Pewnie o sprawie zapomniałabym z czasem, ale trzy dni później, zadzwonił pracownik GFK, uwiarygodnił się (znał adres, treść i datę wysłanego @) i, o dziwo, do niczego nie namawiał, ale spytał czy mam jakieś pytania/wątpliwości, oferował pomoc, poprosił o kontakt, gdybym miała jakieś zastrzeżenia. Bardzo miła, grzeczna kurtuazyjna rozmowa, w duchu kultury i przyjacielskiej atmosfery, bez zobowiązań czy deklaracji, dla obu stron. Trochę mnie zaskoczył ten telefon, bo raczej nie zdarza się, aby, już wstępne zgłoszenie on-line, skutkowało telefonem do zarejestrowanego, mi nie zdarzyło się, dotąd, a mam na swym koncie kilka serwisów badawczych. Ale, przyznaję, było to miłe, doceniające chęć udziału w badaniach rynkowych, szacunek i poważanie dla potencjalnego badacza, który, choć częściowo, zareagował na zaproszenie. Po tej rozmowie, miałam nawet małe wyrzuty, tak sama przed sobą, że surowo oceniłam panel, zanim zaczęłam współpracę, na dobre. Dane badawcze GFK są często przedstawiane w mediach, jest on ogólnie znany w społeczeństwie, z nazwy. Nawet się zastanawiałam, czy ”pociągnąć” temat głębiej, bo z wstępnej obsługi, byłam ukontentowana. Już następnego dnia przyszło zaproszenie i przyszło realne ”ochłodzenie”, bo praca, jaką trzeba włożyć jest nieadekwatna do wynagrodzenia – codzienne skanowanie własnych zakupów, paragonów, wprowadzanie ich do systemu w pojedynczych pozycjach, to zajęcie wykluczające podstawowe zatrudnienie, ale niepozwalające, finansowo, na utrzymanie się, tylko z tej działalności. Żeby mieć dane dla GFK – trzeba robić zakupy, żeby robić zakupy - trzeba zarabiać, żeby zarabiać – trzeba pracować, a wynagrodzenie za działalność w GFK, nie pozwala na taki stan, natomiast jest czasochłonne. Tak trąci, jakby wyzyskiem, choć nie męczącym, ale na dłuższą metę, kto wie. To nie dla mnie, mam rodzinę, dla nich też muszę mieć czas, a sama działalność w panelu GFK, nie za-skutkuje profitami, a z pracy nie zrezygnuję. Już opuściło mnie wstępne zadowolenie, przestało dziwić, dało realny obraz, takiego trochę mamienia, w moim odczuciu.
Z portali społeczności-owych dowiedziałam się o panelu badawczym IMAS’online, był polecany przez innych użytkowników, jako wiarygodny. Zarejestrowałam się bezpłatnie i czekałam na zlecenie badań, pierwsze dotarło już po godzinie, więc zabrałam się za nie od razu. Niestety badania w portalu są tylko zlecane, nie ma ogólnodostępnych, jak to jest np. w SW Panel. Tu logowanie nie ma znaczenia, wiadomość o badaniu przychodzi na e-mail. Nie wiem, co tak zachwalali internauci, skoro na kolejne badanie, tym samym kolejne punkty, czekam w nieskończoność. Po pierwszym miłym wrażeniu, przyszła refleksja, nawet podejrzenie, że bardziej chyba chodzi o dane – tworzenie list mailingowych, do dalszego wykorzystania. Portal oferuje też punkty za zapraszanie znajomych, ale ja nie tak szybko dzielę się adresami @, wolę sprawdzić na własnych doświadczeniach, czy wart innych wciągać w ”gry” ankietowe. Tak dla zasady, loguję się do konta, ale na próżno, nic nowego tam nie znajduję. Sam wygląd serwisu/strony jest przyjazny wizualnie w kolorze błękitu, dającego poczucie zaufania, ale mi, to nie wystarcza. Jest tu sporo informacji uporządkowanych zakładkami, ale aktywność badacza jest ograniczona – tylko na zaproszenie, więc czekam i po 4 dniach doczekałam się, ale nie spełniłam warunków, no więc nadal czekam, kolejny dzień - znów przyszło zaproszenie, ale tym razem – przekroczona liczba respondentów. Trochę to dziwi, bo chwilę po wejściu wiadomości (5-10 minut) i już brak zapotrzebowania. Póki co, nie oceniam wysoko, tego panelu badawczego, należącego do Instytutu Badań Rynkowych i Opinii Społecznej, ogólnie znanego z mediów. Jednak poczekam jeszcze jakiś czas, może nadejdzie ”lepszy czas”.
Lodolandia to mały handel obwoźny, typu gastronomicznego, znajdujący się na parkingu CH Aleja Bielany, niemal na wprost wyjścia/wejścia. Jest to niewielka budka z oknem w formie przyczepy campingowej. W dniu 30 maja, była tutaj sympatyczna sprzedawczyni w czerwonej koszulce, widząc podchodzących, witała z uśmiechem. W ofercie miała lody i gofry. Ja miałam ochotę na gofra, mąż wolał loda. Na swoje zamówienie musiałam poczekać do 10 min., mąż otrzymał od razu. Czekanie odbyło się na tzw. stojaka, bo nie było tutaj żadnych krzesełek. Obsługa miła i grzeczna. Wygląd punktu sprawiał wrażenie estetyki. Były widoczne informacje o ofertach i ceny. Do zamówień, pracownica dysponowała dodatkami – sosy, konfitura. Oczywiście, za każdy była liczona dopłata. Jakość zamówienia była całkiem dobra, choć śmietana na gofrze, była dość skromnie za-dozowana.
Inmedio w Alei Bielany jest bardzo małym, wręcz malutkim salonikiem prasowym, gdzie odbierałam swoją piłkę Coca Coli z podpisem Lewandowskiego, znanego piłkarza naszej kadry narodowej. W dniu 30 maja, obsługę stanowił młody mężczyzna Jakub, który wiedział, co należy zrobić, gdy podałam mu Voucher. Obsługa odbyła się sprawnie, typowo, jak to w handlu. W tym małym sklepiku jest mnóstwo artykułów umieszczonych, głównie na ściankach (prasa, publikacje), trochę na niewielkiej ladzie i na jednym, niewielkim, wolno-stojącym regale, wypełniającym centrum placówki. Było tu czysto. Moja wizyta trwała bardzo krótko, odbierałam jedynie piłkę, nie prowadziłam dialogu ze sprzedawcą, zamieniliśmy raptem kilka, wymaganych w obsłudze, słów.
Bary Taurus kojarzę bardzo pozytywnie, ale ten, mieszczący się na MOP Rudka przy A4, zdecydowanie przeczy temu poczuciu. Brudna i zadeptana podłoga, choć dzień 27 maja był bardzo ciepły i słoneczny, więc klienci nie mogli nanieść błota. Opalcowana ścianka działowa (na brązowym, błyszczącym drewnianym pasku – widoczne nader wyraźnie), zaplamiony zaciekami sufit. Gdy usiadałam na wygodnej kanapie, czekając na realizację zamówienie, mogłam dokładnie obejrzeć te mankamenty. Zamówiliśmy sobie tylko rosół i całe szczęście, ze jedynie to, bo gdyby reszta była tak ”kiepskiej”, jakości, mogłabym zrobić awanturę. Rosół był ledwie ciepły i w dodatku niesmaczny, tak jakby powtórnie przegotowany. Można powiedzieć – nieapetyczny wygląd placówki i nieapetyczny rosół, to tak jakby, bylejakość w parze. Obsługa, chyba zmęczona była, bo też nie widać było zadowolenia w postawie, ot przyszedł klient to i dostał, czego chciał. Już od wejścia, jakimś ”chłodem” powiało, ale nie przywiązałam specjalnej uwagi, dopiero potem ”wyszło szydło …”, dalekie od zadowolenia.
Stacja paliw Orlenu nr 4001, mieszcząca się na MOP Morawica, przy A4, była miejscem, gdzie m.in. tankowaliśmy paliwo, 27 maja. Nie było pracownika podjazdu, mąż sam to zrobił. To sporej wielkości placówka z miłą i grzeczną, dość liczną obsługą. Do mojej dyspozycji przypadła Natalia, miła i grzeczna kobieta, zadbała o wszelkie, ewentualne potrzeby w podróży, proponując różne dodatki. Był duży wybór ciastek do kawy, a rogaliki-croissanty, oferowano, także na ciepło, na życzenie kupującego. Poprosiłam o zapakowanie, nie było problemu. Na wyposażeniu stacji był kompresor, także odkurzacz i inne udogodnienia. Bardzo czysto i estetycznie było w sklepie/kasie, także w toaletach i na zewnątrz. Miło jest gościć na Orlenie, gdzie panuje przyjemna atmosfera, ogólnej jakości obsługi.
Karczma na Stoku, znajduje się na wzgórzu i terenie kompleksu Arłamów, gdzie mieliśmy przyjemność gościć w dniu 27 maja i skonsumować pyszny obiad za dość przyzwoite pieniądze. Karczma jest urządzona w typowym stylu góralskim – typowe, długie ławy i stoły z ”surowego” drewna, jedynie lakierowane, a także kominek. Oferuje się tutaj menu, bardziej typu barowego – grill, frytki, kotlety, karkówka, sałatki i inne. Jest też duży wybór napojów, także drinków. Zamówienie składa się przy bufecie, otrzymuje się numerek i potem czeka, na wywołanie. Czas oczekiwania nie był długi, więc nie było zdenerwowania. Czas oczekiwania umilała muzyka, która wypełniała wnętrze karczmy. Potrawy są przygotowywane, w tzw. otwartej kuchni, która stanowi część, wydzieloną za barem. Tego dnia dwóch gotujących zajmowało się przyrządzaniem i wydawaniem zamówień. Inny pracownik przyjmował i finalizował oczekiwania klientów. Była też pracownica, która sprzątała naczynia po konsumpcji i oczyszczała opuszczone miejsca. Obsługa była bardzo miła, warto skorzystać.
Kompleks hotelowo rekreacyjny Arłamów, mieści się na wzgórzu o tej samej nazwie, wśród Bieszczadzkich lasów. Byliśmy tutaj 27 maja, a nasza wiązała się z obecnością piłkarzy, kadry narodowej, którzy mieli tutaj swoje zgrupowanie, przed zbliżającym się, EURO. Tak ”po cichu” liczyliśmy, że uda nam się zostać na 2 dni, ale, niestety nie było wolnych pokoi, o czym poinformował nas pracownik ochrony, już przy wjeździe na bezpośredni teren. U niego, dokonaliśmy też opłaty za postój parkingowy – 10 zł. Wizyta kadry narodowej to szczególna sytuacja i nie dziwi fakt ”oblężenia” hotelu. Z uwagi na duże zainteresowanie wielu przyjezdnych, wstęp do hotelu i restauracji mieli tylko goście hotelowi i akredytowane osoby, więc nie mogę opisać wnętrza, choćby w kilku słowach. Nawet myślałam, że mimo to, uda mi się wejść, jednak grzecznie mnie przeproszono i wyjaśniono w kilku słowach. Natomiast zewnątrz, obiekt jest bardzo okazały, świetnie skomponowany ze szczytem i zboczem góry. Składa się z kilku budynków, jest także łącznik, pod którym była organizacja, dla spotkań z piłkarzami. Ochroniarz pilnujący tu porządku, był bardzo grzeczny i rozmowny, chętnie udzielał informacji o tym, co i kiedy robią piłkarze, a także, kiedy ewentualnie wyjdą do oczekujących, aby rozdać autografy. Kompleks oferuje wiele atrakcji, niezależnie od pory roku (pole golfowe, SPA, wyciąg krzesełkowy, jest też stadnina koni, inne - poznałam z Internetu) i, aby je wszystkie poznać, należałoby zagościć tutaj na dłużej. Otoczenie kompleksu jest zagospodarowane z dużym rozmysłem. Są wytyczone ścieżki, alejki i dróżki, a trawa krótko przystrzyżona. Bardzo efektownie wyglądają fontanny, zwłaszcza ta kaskadowa, na wprost wejścia do hotelu. Przy wjeździe jest ogromny napis ARŁAMÓW, z pojedynczych liter, gdzie zrobiliśmy pamiątkowe, efektowne fotki. Brak wejścia do hotelowej restauracji, nie uniemożliwiał konsumpcji, gdyż do kompleksu przynależą inne obiekty, oferujące także gastronomię. Arłamów, to nie tylko kompleks wypoczynkowy, to także historyczne miejsce z przeszłości, o czym świadczy wmurowana tablica, na jednym z budynków, z wizerunkiem Lecha Wałęsy. Można z niej dowiedzieć się o ważnych osobistościach o znaczeniu politycznym (nie tylko Polacy), które gościły tutaj, swego przeszłego czasu. Na tablicy jest też informacja o tym, że Arłamów był w poprzednim stuleciu wsią, później wysiedloną, gdzie w czasach PRL-u stworzono ośrodek wypoczynkowy URM-u, stąd wizyty osobistości politycznych, z kraju i ze świata. Kompleks mieści się z dala od gwaru codzienności, prowadzi do niego droga powiatowa, jest tu cisza i spokój, a otaczające lasy Bieszczad, dają odprężenie. Nie udało nam się zostać, ale nie żałuję tego 1-dniowego wyjazdu, mimo sporej odległości. Spotkaliśmy tutaj przyjaznych i życzliwych ludzi, byliśmy w miejscu, także historycznym, popatrzyliśmy na krajobrazy, odprężyliśmy się w górach. Kiedyś zafundujemy sobie, wypoczynek w tym miejscu.
Stację paliw w Nienadowej odwiedziliśmy dwukrotnie, 27 maja. Najpierw jadąc do celu, potem w drodze powrotnej. Cele postoju były różne, jak to w drodze. Ta niewielka stacja paliw zapisała się w mojej pamięci bardzo pozytywnie, było czysto i przyjemnie dla oka, a obsługa była bardzo miła i grzeczna, spełniała standardy obowiązujące na Orlen-ach, dbając o dodatkowy, przyjemny wizerunek. Pani Ewelina to kobieta o sympatycznej aparycji, była zadbana i z uśmiechem, miłym głosem komunikowała się z klientami (przede mną były 2 osoby). Swoje długawe włosy miała upięte w kucyk, a Orlen-owska bluzeczka, ładnie komponowała jej wygląd. Niestety, ubogi był wybór ciastek do kawy, jedynie babeczki. Sklep/kasa jest stosunkowo małym pomieszczeniem, więc wyposażenie i ilość zaopatrzenia, dostosowano do możliwości lokalowych. Na zewnątrz były pojemniki na odpadki, oznaczone do segregacji, a wiaderko, przeznaczone do przeczyszczenia szyb samochodu, zawierało czystą wodę z płynem. Pozytywny aspekt, wart zaznaczenia, to czystość i estetyka sanitariatu, przeznaczonego dla obu płci, co w wielu innych placówkach, pozostawia wiele do ”życzenia”. Obie wizyty tutaj, były sympatycznym ”akcentem” podróży, tego dnia.
Bardzo rzadko zaglądam do sklepu mięsnego Świeżyzna, ale tak się stało, że w dniu 25 maja (dzień przed Bożym Ciałem), był to sklep tzw. ostatnia deska ratunku, dla zakupu mięsa. Wprawdzie było już niewiele do wyboru, ale tylko tu kupiłam to co chciałam, więc byłam zadowolona. Pracownica, to bardzo miła i grzeczna kobieta, a w sklepie było czysto i estetycznie i nawet, opróżnione części chłodni, ”świeciły” porządkiem. Czystość, zwłaszcza w sklepie mięsnym, zawsze daje przyjemne poczucie, a oczekiwany zakup – zadowolenie.
Rzadko bywam w Strzelinie, a jeszcze rzadziej w placówkach handlowych, mających tutaj lokalizację. 25 maja wstąpiłam do tej Biedronki, była na trasie mojego przejazdu, a miałam przy sobie kupony-bony, wydawane od 2 dni, w sklepach na terenie kraju, z racji Dnia Matki. Byłam ciekawa zasady realizacji i miałam potrzebę zakupu, kilku artykułów, akurat „padło” na tę placówkę. Sam wygląd sklepu był bez zastrzeżeń, bo panował ład i porządek, było dużo przestrzeni dla kupujących, nawet, jeśli pchali wózki, przed sobą. To jest bardzo duży sklep i dbałość o jego wizerunek, na pewno wymaga większej uwagi, co było widać na półkach, paletach i w koszach. Artykuły, s były poukładane i, w większości oznaczone metkami/ce-nówkami. Pracownicy, także byli grzeczni i uczynni, zachowując standardy, obowiązujące w tej sieci. Klientów było wielu w sklepie (godz. Ok. 13-ej), ale organizacja kasowa, też stanęła na wysokości obsługi – 4 stanowiska były dostępne. Jedyne, co mnie zdeprymowało, to bon z okazji Dnia Matki, można było uzyskać 10 zł zniżki, ale trzeba było dokonać zakupu na kwotę 99 zł i w tym, powinien być bukiet kwiatów. Kiepska to była oferta, choć szumnie reklamowana w Biedronkach, przez 2 dni. To nie jest wina tego sklepu, ale w tym sklepie sprawdziłam realizację bonu, więc moja ocena dotyczy, także całej sieci Biedronka, zwłaszcza w kategorii ”oferta”. Gdyby ta nieudana akcja z bonami, dałabym znacznie wyższą ocenę, jakości obsługi.
Tankowanie, myjnia, zakupy, to wszystko załatwiłam, podczas wizyty na tej stacji paliw Orlen-u. Obsługa była bardzo miła i grzeczna, nie tylko polecała dodatkowe artykuły, także informowała o promocji wiązanej – przy myjni, nabyłam płyn do spryskiwacza w atrakcyjnej cenie z zachowaniem punktów Vitay. Wprawdzie sama tankowałam samochód, bo pracownik był zajęty opróżnianiem koszy z odpadków, ale nie było to uciążliwe, choć lubię obsługę ”ful”, a były dostępne rękawiczki. Do ogólnego wyglądu, nie mam zastrzeżeń. To całkiem spora placówka, więc jest przestrzeń i wygoda, a prezentowane oferty handlowe, są odpowiednio eksponowane, z podziałem asortymentowym (motoryzacyjne, napoje, słodycze, etc.) Moja wizyta przebiegła sprawnie, więc nie mam powodu do narzekań, za realizację potrzeb w dniu 25 maja.
Kuchnia Polska w CH Galeria Sudecka, to rewelacyjny wybór potraw, nie tylko typowo polskich, gdzie zjedliśmy pyszny obiad w dniu 21 maja, w całkiem przystępnej, a nawet rewelacyjnej cenie - 2,99 zł/100g. Korzystam czasem z podobnych placówek, takiej kwoty, od dawna nie pamiętam. Potrawy świeże, utrzymywane w właściwej temperaturze i prezentowane tak, aby każdy wygodnie mógł sobie skomponować danie, wg własnego uznania. Polecam kotlet panierowany w płatkach kukurydzianych, choć wybór jest bardzo duży, m.in. różnorodne surówki/sałatki, potrawy rybne, steki, sosy, schabowe, nugetsy, fasolka, frytki, kasze, roladki i wiele innych, także pierogów, nie zabrakło. Bardzo sprawnie odbywała się obsługa, a pracownicy, byli grzeczni i uprzejmi, mili i uśmiechnięci. Każdy był odziany w firmowy strój i nawet rękawiczki mieli w kolorze odzieży, co raczej się nie zdarza gdzie indziej, jeżeli mają rękawiczki, to zwykle, są to ogólnodostępne, jasne, chirurgiczne. Pracownicy dbali o estetykę prezentacji i obfitość ofert. Jeśli czegoś ubyło, zaraz donoszono, żaden pojemnik nie był pusty. Jeśli klient coś rozlał, było czyszczone. Tutaj, każdy z nas, sam zdecydował, co i za ile zjadł. Otoczenie baru było też zadbane, a nad całością umieszczono napis, który informował, że oferowane są, głównie rodzime potrawy, zgodnie z nazwa, „Kuchnia Polska … i coś więcej”. Ciekawie opracowano tą tablicę – w kształcie wałka kuchennego, podzielonego na 2 części, druga z napisem: Fit Planeta .. dla smakoszy”. Gdyby nie paragon, miałabym problem z określeniem nazwy, tej bardzo przyjaznej placówki gastronomicznej, typu barowego i, po części - restauracyjnego.
Duży, przestrzenny i wygodny dla kupujących sklep, w którym, 21 maja dokonałam udanych zakupów, aczkolwiek nie bez ”małego” zawodu, ale ten zawód, dotyczy bardziej sieci, niż tej konkretnej placówki, bo wiąże się z kartą klubu CCC, która tego dnia, była nieprzydatna. W tym zakresie, sieć CCC ma program lojalnościowy, mało kompatybilny z klientem, bo sami wyznaczają okresy aktywności karty, oczekując, że kupujący tłumnie ruszą na zakupy, a nie zawsze tak się da, bo klient nie siedzi i nie czeka jedynie, na ”hura promocje karciane”. Gdyby nie taki stan, moja ocena byłaby znacznie najwyższa, bo sam sklep, na nią zasługuje. Jest różnorodnie zaopatrzony (klapki, szpilki, sportowe, eleganckie, domowe, dziecięce, młodzieżowe, damskie, męskie, etc.), a także dodatki (paski, torebki i inne. Obsługa jest profesjonalna, klient traktowany jest z szacunkiem i kulturą, ku jego oczekiwaniom i z troską o pielęgnację, zakupionego obuwia. Obuwie można wygodnie przymierzyć, a przy pewnych warunkach, nawet zwrócić. Ceny, jak ceny, byłoby przyjemniej, gdyby zadziałała karta klienta.
Dziś rusza EURO 2016, impreza ważna dla każdego kibica, także medialnie ferowana, już od jakiegoś czasu, budząca emocje, dająca wiele radości i przyjemności. Od dziś, prawie każdy jest specjalistą od piłki nożnej, więc Google zaproponowało internautom, też swój akcent piłkarski, dając animowane Doodle, tematycznie związane z tym świętem i miejscem organizacji – na tle budynków, radosna wieża Eiffla w narodowych barwach, podkopująca piłkę swoimi czterema podporami, a nad nią flagi w okrągłych ”okienkach”, drużyn państw – uczestników Euro. W ciągu najbliższego miesiąca, ten temat, zapewne nie raz się przewinie, jako tematyczne Doodle, danego dnia, a internauci-kibice będą szukać tematycznej wiedzy (piłkarze, drużyny, osiągnięcia, ciekawostki etc) za pośrednictwem tej popularnej wyszukiwarki, bardzo praktycznej, dającej wiele możliwości. Ja wykorzystuję ją, na co dzień, wielu moich znajomych także, i dotąd, mnie nie zawiodła. Google, to źródło wiedzy wszelakiej, obszernie i sprawnie dostarczanej w każdym, oczekiwanym momencie. akcenty, za pomocą Doodle, są miłym dodatkiem wizualnym, czasem mogą być, też przypomnieniem.
Galeria Sudecka to centrum handlowe w Jeleniej Górze, gdzie wstąpiliśmy 21 maja. Mieliśmy jeden cel, a okazało się, że zabawiliśmy tutaj, nieco dłużej. Nowoczesność tego, okazałego obiektu jest widoczna, już przy wjeździe na duży parking z oznaczonymi miejscami, a centrum mieści w sobie, nie tylko placówki handlowe i usługowe, ale także z kino Helios czy plac zabaw dla dzieci. Z uwagi na sobotę, organizowano tutaj atrakcje, mające na celu kształtowanie świadomości ekologicznej u najmłodszych. Najwięcej jest tutaj jednak sklepów, mieszczących się na parterze (poziom 0) i oferujących różnorodny asortyment, m.in. dla domu, dla rodziny (C&A, Reserved), do ogrodu, dla dzieci (Smyk, Świat zabawek), dla mężczyzn, dla kobiet (Esotiq, Triumph) , obuwie (CCC, Ryłko, Wojas) i wiele innych (hipermarket Auchan, Vision Express, Douglas, Yes, Harf Biżuteria). Są tu sklepy na każdą kieszeń, zarówno dla biznesmenów, jak i zwyczajnych ludzi. Swoje miejsce mają tez operatorzy telefonii mobilnej, placówki bankowe, biuro podróży czy pralnia. W części gastronomicznej można zjeść, np. po thai-sku, tradycyjnie po polsku, także jakiś kebab czy zadowolić się deserowo – kawa, ciastka, lody. Bardzo przytulnie jest zorganizowany ”ogródek gastronomiczny”, gdzie konsumpcja, jest dodatkowo przyjazna wizualnie, a pracownica dogląda estetyki, bez ingerencji w obecność, konsumujących gości galerii. Konsumowaliśmy tutaj, więc trochę czasu spędziliśmy w tej części. Tego dnia trwała też akcja promocyjna dla klientów, którzy na specjalnie zainstalowanej aplikacji, mogli skorzystać z ewentualności nagrody. Robiłam zakupy, więc czemu się nie zabawić. Funkcjonowanie galerii obejmuje dwa poziomy, a tablice elektroniczne pozwalają na zapoznanie się z zasobami galerii, ale także, dają możliwość odszukania konkretnego sklepu, z miejsca, w którym aktualnie się stoi. Sanitariaty są przystosowane dla współczesnych wymogów i matki z małymi dziećmi, też korzystały swobodnie. Podobało mi się wizualnie i gdybym mieszkała bliżej, bywałabym tutaj, a przejazdem, też warto było wstąpić.
Wieża Książęca w Siedlęcinie jest jednym z zabytków muzealnych, stanowiących historyczne zasoby naszego kraju, mająca swój początek w ok. 1313 r. Zwiedziliśmy ją 21 maja. Prawdę mówiąc nie ma tu za wiele do oglądania, aczkolwiek można dopatrzyć się tzw. perełek historii, np. dość dobrze zachowana, część średniowiecznych malowideł ściennych, wykonanych techniką ”al secco”, znajdujących się w wielkiej Sali, tej mieszkalnej wieży. Sama wieża jest zachowana w, częściowo średniowiecznym stanie, po przebudowie u schyłku XV w. To podobno, najlepiej zachowany w europie, obiekt tego typu, mieszkalnego. Podobno, drewniane krokwie i gonty dachu są autentycznie zachowane, jeżeli tak, to słowa uznania dla prac konserwatorskich, bo patrząc na nie, dotykając, miałam inne wrażenie. Z okienek na szczycie, można popatrzyć w cztery strony okolicy, w tym, na przepływającą tuż obok, rzekę Bóbr. Na parterze mieści się muzeum archeologiczne, ale jest dość ubogie, moim zdaniem. Wieżę można zwiedzać, także w podziemiach, zobaczyć pomieszczenia przystosowane do użytku w dalekiej przeszłości, bez dodatkowego wyposażenia. Niektóre pomieszczenia są niedostępne - zamknięte. Nie było przewodnika, były tablice informacyjne do poczytania, niektóre informacje pochodzą od pracownika kasy, który chętnie, z entuzjazmem informował. U wejścia jest wyłożona księga pamiątkowa, gdzie można zaznaczyć swoją obecność. Otoczenie wieży nie napawa zachwytem, a miejscowi oferują wyroby regionalne, np. nalewki, miód, ziołowe specyfiki. Można też samemu upiec kiełbaskę na żarzącym się ognisku, są przygotowane rety, drewniane ławeczki i stoliki. Wieża Książęca nie jest nader cudnym miejscem zwiedzania, ale jest to część historii, mająca swoje, choć dość ograniczone, zalety. Uważam, że zbyt wiele płaci się za wstęp, choć to tylko 7 zł i 5 zł, bilet ulgowy. Możliwe do kupienia pamiątki, oceniam na średnim poziomie, choć wyroby ze szkła były bardzo drogie i, jak sam pracownik przyznał, już długo czekają na nabywcę.
Dzień Matki, corocznie jest akcentowany i honorowany przez Google, jako wyraz szacunku dla każdej mamy, jej roli i poświęcenia, jakiego nikt nie może zastąpić. W tym roku, strona główna wyszukiwarki zmieniła standardowe logo na sympatyczne Doodle, grafikę przedstawiającą, symbolicznie kolorowe kapcie mamy i kapcie dziecka na tkanym dywaniku, firmowanym Google. To takie, małe, także jakby przypomnienie dla internautów, że mamom należ się, przynajmniej życzenia, w tym dniu. Jeśli ktoś nie ma pomysłu, albo chciałby szczególnie miłe życzenia złożyć, Google ”niesie” pomoc, wystarczy kliknąć w rycinę, a m.in. link do życzeń, też się ukaże. Wyszukiwarka ”daje” szerokie możliwości wykorzystania, nie tylko w tym dniu, nie tylko w tym temacie, ale w każdej dziedzinie, jaką ukazuje codzienność. Jest bardzo praktycznym narzędziem wiedzy zawodowej, hobbystycznej czy rozrywkowej. Organizacja Google zasługuje na słowa uznania, jest ciągle rozwijana i modernizowana. To zasób darmowej wiedzy i możliwości komunikacyjnych. Ja, moja rodzina i znajomi, korzystamy z Google, na co dzień.
Stacja paliw w Kostomłotach, jest mi bardzo dobrze znana i, jeśli podróżujemy A4-ka, a potem 5-tką, to zwykle mijamy tą przy Bielanach Wrocławskich, aby chwilę potem, zrobić przystanek tutaj. Jest kilka powodów tej decyzji: bardzo profesjonalna obsługa, znacznie większy wybór ofert i wydzielony bar, gastronomii Stop Cafe z siedzącymi miejscami. Tak się złożyło, że tego dnia (21 V), dokonywałam zakupów przy obu rodzajach stanowisk kasowych (sklepu i gastronomii) i tym samym, miałam do czynienia z większą ilością obsługujących. Stop Cafe miało super zorganizowaną obsługę (jak zwykle), pani Dorota przyjmowała zamówienia i płatności, a 2 inne pracownice, realizowały oczekiwania klientów. Tym razem nie odesłano mnie po kawę do samoobsługowego urządzenia w placówce, a otrzymałam ją od razu. Potem, jeszcze papierosy i zimne napoje na drogę, kupiłam w innej części placówki, gdzie pani Magdalena, była równie miła i grzeczna. Na każdym stanowisku, pracownicy prosili klientów o kartę Vitay, zachęcali do nabycia dodatkowych artykułów. Polecenie płynu do spryskiwacza, było bardzo przydatne i rogalika do kawy, też chętnie wzięłam. To duża placówka i zawsze jest tutaj wielu klientów, więc widać dbałość o wizualny wygląd, każdego miejsca. Wyręczanie klientów w tankowaniu, też jest tutaj normą.
Decathlon jest znany z dobrej jakości markowych produktów sportowych (sprzęt, odzież, obuwie, akcesoria itp.) Zajrzeliśmy do tego sklepu, bo mąż chciał kupić sobie dres i kupił. Sklep jest bardzo przestrzenny, jeśli chodzi o wygodę dla kupujących, bo asortyment jest dość dobrze uporządkowany i jeśli ktoś przychodzi, aby ”rekreacyjnie” przepatrzeć asortyment i ewentualnie coś nabyć, to organizacja jest idealna, ale jeśli przychodzi się po konkretny zakup to odnalezienie, staje się nieco problematyczne. Brak dodatkowych wskazówek, oznaczających zasoby w alejkach jest, pewnym utrudnieniem, więc, właściwie skazani byliśmy na tzw. zwiedzanie poszukujące, bo pracowników jakoś nie było widać, więc uznaliśmy, że może dresy, znajdziemy szybciej niż pracownika. W końcu, udało się, potem przymierzalnia, gdzie pracownik rozmagnesował chip i można było sprawdzić rozmiar. Potem przy kasie, pracownik chciał nam sprzedać opakowanie – reklamówkę. Spytałam, czy nie ma mają bezpłatnych toreb, usłyszałam, że tylko płatne. No, więc kontynuowałam: nawet dla markowej odzieży? Pani się ”zmieszała”, ale powiedziała ”niestety”. To już mi się nie podobało, kupiliśmy dres renomowanej marki sportowej i to powinno już wystarczyć do zapakowania, a tymczasem Decathlon bezwstydnie woła o ”drobne” za worek foliowy, bo inaczej klient może sobie wziąć zakup w rękę. Wstyd, tak traci się uznanie klienta, który wystarczająco sporo, płaci za zakup towaru. Choć, sam zakup był udany, to jednak jego ”oprawa” pozostawia wiele do życzenia, w mojej ocenie. Nie napiszę, że więcej ich nie odwiedzę, ale jeśli nic się nie poprawi, nadal będę krytykować, taki stan, jakości obsługi. Nie jest to, moja pierwsza krytyka, tej akurat placówki.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.