Zamierzałam kupić schab i udałam się tutaj w nadziei, że może jakąś promocję zastanę, niestety nie tym razem ale okazało się, że podwyżki (zapowiadane w mediach na po Nowym Roku) zaczynają się urzeczywistniać. Schab 19,30 zł/kg, to 0,31 zł/kg drożej, trudno, jeść trzeba i co za tym idzie – płacić. Kilka przypraw też potrzebowałam – kminek, ziele angielskie, liść laurowy, pieprz mielony, czosnek granulowany. Na półce sklepowej przyprawy do wyboru w różnych cenach – zależnie od producenta, z Kamis-a od 1,49 zł/torebka, z Cykorii poniżej złotówki/torebka więc wzięłam tańsze. To bardzo dobrze, że klient ma tu wybór. Półki się „uginają” od ofert różnych producentów nie tylko przypraw ale także innych artykułów, jak np. galaretki, budynie, kisiele, kremy w proszkach czy makarony, każdy klient może sobie wybrać wg gustu, uznania i zawartości portfela. Bardzo ładny szczypiorek tego dnia trafiłam – świeży, zielony, bogaty pęczek 1,99 zł, cena jak w Biedronce ale jakość nieporównywalnie lepsza. W sklepie porządek, brak widocznych plam czy brudu na posadzce, ceny przed artykułami umieszczone i widoczne, pracownicy też bez zarzutów – w odzieży firmowej sklepu, stosownie do stanowiska na jakim pracują, każdy zadbany (same kobiety) i ładnie komponujący się z całością „obrazu” sklepowego. W kasie pracownica Jadwiga – ta zawsze ma radosna twarz i zawsze jest przyjaźnie usposobiona. Lubię robić tu zakupy, choć znam takich co mają inne zdanie.
Jak przyjdzie ochota na rybę smażoną to warto wybrać się tutaj i tak też zrobiliśmy tego dnia po pracy, zanim udaliśmy się do domu. Oferuje się tutaj mnóstwo artykułów związanych z rybami do spożycia lub do przetwarzania w domu. Lokal jest jakby dwuczęściowy: pierwsza to sklep do bieżącej obsługi, druga w głębi to możliwość spożycia na miejscu świeżo smażonych ryb. Tego dnia dostępne jeszcze były; dorsz panierowany 46 zł/kg i panga panierowana 38 zł/kg, do tego surówka z kapusty 14 zł/kg. Ceny nie niskie ale i jakość proponowanych ofert tez najwyższa. Przy dwóch stolikach dwie i trzy osoby spożywające zakupione wcześniej potrawy, czysto, schludnie i przyjemnie, przy oknie duże liściaste rośliny, dopełniające wyglądu wnętrza. Każdy stoli przykryty czystą ceratą, na każdym stojaczek z przyprawami, w powietrzu daje się wyczuć specyficzny zapach ryb smażonych, ale w końcu ryby to nie perfumy. Starsza pani, pracownica w fartuszku niebiesko białym, blond włosy (prawie białe), okulary, makijaż, bardzo miła i sympatyczna, zważyła wybrane sztuki dorsza, zapakowała na wynos, zapłaciłam i już mogliśmy udać się do domu. Na odchodne obsługująca powiedziała łagodnym tonem głosu, z uśmiechem na twarzy: dziękuję państwu serdecznie i życzę smacznego.
Kolega zamówił sobie rozrusznik w tym przedsiębiorstwie ale że był w stanie tzw. „wczorajszym” poprosił męża o zawiezienie tam, niestety mąż mój miał stan taki sam dlatego mi w udziale przypadła rola kierowcy. Kowalów to nieduża wioska i tutaj mieści się ta firma zajmująca się sprzedażą części używanych z demontażu. Trzeba przyznać, że ogrom oferowanych tutaj artykułów tego typu jest bardzo duży. To prywatna posesja, dom mieszkalny i budynki gospodarcze przeznaczone na tę działalność. Kupić u tego pana można chyba wszystko od silników po poszczególne podzespoły m. in. jakieś półośki, amortyzatory, części karoserii, felgi itd. do rożnych marek samochodów zachodnich. Pracownik obsługujący to mężczyzna w średnim wieku ok40-45 lat, ubrany w odzież roboczą, bo tylko taka tu przystaje, miły, sympatyczny, wzrostu raczej wysokiego, ciemne włosy, zarost na twray widoczny, ale w końcu to nie biuro ani sklep z nowymi artykułami tylko warsztat. Znajomy potrzebował rozrusznik do Renaulta, gdy przyjechaliśmy był przygotowany, do zapłaty 100 zł, to podobno tanio, ja się na tym nie znam ale mężowi mogę wierzyć. Kilka lat temu jeździłam tą marka i wiem, że gdy coś się zepsuło nie była tania jego naprawa. Zanim cel wizyty został sfinalizowany, podzespół sprawdzono czy jest sprawny na przymocowanym do blatu stołu warsztatowego. Wszystkie części poukładane na warsztatowych regałach lub zwyczajnie na podłożu pomieszczenia, w sumie to raczej porządek, taki trochę specyficzny – warsztatowy, w powietrzu charakterystyczny zapach smarów, olejów jak to w warsztacie. Panowie byli zadowoleni to ja też nie mam się czego czepiać, choć jako kobieta przyzwyczajona do innych warunków obsługi mogłabym, ale tylko byłam kierowcą i cos tam zaobserwowałam.
Coś zaczyna zmieniać się w miejscowym oddziale PKO, przynajmniej zewnętrznie, jakiś czas temu widziałam jak montowano nowe zewnętrzne napisy – wzdłuż budynku świetlany, szeroki pas w kolorze niebieskim, na nim znak firmowy i napis „PKO”, dwa cienkie paski – czerwony i biały górą i dołem wzdłuż wypuszczone. Gdy zmierzcha ładnie to wygląda bo starych, drewnianych futryn okiennych nie widać, może wreszcie w zewnętrznej wizualizacji tego budynku coś się zmieni bo to bank ale mało wyglądem bank przypomina. Pracownicy są tu mili i życzliwi. W strefie wejścia spotkałam sprzątaczkę w fartuchu roboczym (kobieta w średnim wieku), która niwelowała naniesione przez wchodzących i wychodzących błoto z posadzki. Na hali obsługi czynne dwa okienka, przy jednym klient, podeszłam do drugiego. Tu pracownica Anna, miła, sympatyczna kobieta w białej bluzeczce, uśmiechnięta, czysto na jej stanowisku pracy, załatwiłam swoja sprawę, zaproponowała mi lokatę i inne produkty banku. To dobrze, że ma pełną wiedzę i na bieżąco informuje klienta o możliwościach gospodarowania swoim kapitałem. Za dokonane przeze mnie operacje nie miałam doliczonej prowizji, to też zaliczam do plusów. Szybko i sprawnie zostałam obsłużona bez oczekiwania w długiej kolejce, co nie raz się tu zdarzało ale i też porę celowo wybrałam, przed godziną zamknięcia banku. Kiedyś zegar umocowany do sufitu pokazywał tu godzinę, tego dnia był nieczynny. W banku czysto tylko tak jakoś jakby ponuro – stare, zniszczone futryny okienne nie dodają uroku, posadzka też popękana – znak czasu na niej widać. Mnóstwo ulotek reklamowych dostępnych dla klientów na stojakach. Rzadko tu przychodzę ale czasami trzeba.
Dziękujemy za zgłoszenie. Z każdej opinii i oceny wyciągniemy wnioski, aby poprawiać jakość obsługi Klientów.
Pierwsze tankowanie w...
Pierwsze tankowanie w nowym roku i trochę obaw przed ceną benzyny i zaraz potem ulga bo 5,48 zł/litr to nie zabójcza podwyżka (2 grosze), choć cena i bez tego była wysoka i nadal za taką ją uważam. Gdy wjeżdżałam na stację właśnie odjeżdżał inny kierowca wie od razu pod dystrybutor podjechałam, wprawdzie z mało wygodnej dla mnie strony bo wlew do baku mam po przeciwnej ale co tam, zawsze sobie poradzić można i jakie miłe zaskoczenie – pojawił się pracownik podjazdu (w kombinezonie, w średnim wieku, wysoki pan), tego tutaj jeszcze nie było, nie musiałam sama tankować tylko powiedziałam ilość benzyny o jaką proszę. Czyżby zmiany z nowym rokiem? Czy to może tylko tak tym czasem? Okaże się w przyszłości. W okienku kasowym zadbana, sympatyczna, uśmiechnięta pracownica Natalia w odzieży firmowej Orlenu, sprawnie podliczyła, skasowała, punkty Vitay nabiła i po około 10 minutach mogłam odjechać w sumie zadowolona (choć nie z powodu ceny). Przede mną do kasy stało jeszcze dwóch panów więc moja wizyta trwała nie moment lecz te 10 minut, które nie są tragedia ani nieszczęściem. Jest tu jedno okienko kasowe więc nie zawsze można być obsłużonym bezpośrednio z tzw. marszu.
Wiosną „powiało” w Biedronce – pęczek 7 tulipanów za jedyne 6,99 zł to ładna i miła dla „oka” dekoracja stołu, w dodatku z Nowym Rokiem promocje np. banany 2,97 zł/kg, jogurt Jogobella 0,75 zł/sztuka (mimo to wolę Wyśmienite 0,65 zł/sztuka), mandarynki 3,95 zł/kg, autka metalowe (małe) dla dzieci 5,99 zł/szt. Wszędzie porządek, artykuły poukładane, ceny duże i dobrze widoczne. Przed bramką do przejścia na halę sklepu dostępne broszurki – aktualne oferty promocyjne i porady kuchenne z przepisami ( dziś przepis na „Bruschetta z krewetkami” – jeśli ktoś lubi krewetki). Pracownica Ilona uzupełniała artykuły owocowe, dość korpulentnej budowy dziewczyna, wysoka i co chwilę jakiemuś klientowi udzielała informacji, ja akurat dziś pomocy nie potrzebowałam. Dwie kasy obsługiwały klientów, w nich czysto i porządek, dostępne, widoczne płatne reklamówki, które oferowała kasjerka Agnieszka, gdy kolejni klienci podchodzili (troje przede mną), patrząc mówiła – dzień dobry, proponowała reklamówkę, skasowała zakupy i na zakończenie dziękowała i zapraszała ponownie. Miło, szybko, sprawnie, z uśmiechem na twarzy to robiła. Każdy pracownik w stroju firmowym sklepu z przypiętym identyfikatorem. Po sklepie przechadzał się ochroniarz w ubraniu czarnym ze znaczkiem firmy ochroniarskiej. Przed sklepem też czysto, koszem – popielniczka wystawiony, boks z wózkami uporządkowanymi - jeden w drugim. Z nowym rokiem wszystko jak należy.
Wstąpiłam tutaj w drodze z pracy w nadziei wypatrzenia czegoś co by do obiadu się nadawało bo jakoś pomysłu na tę okoliczność nie miałam. Minęłam warzywa bez zainteresowania, na wprost chłodni paleta z promocyjnymi cenami „maluszków” – tak nazywam konserwy ok. 100 g na kanapki – pasztet z łososia 1,79 zł/130 g (ważność do czerwca br.), pasztet drobiowy „Krakus” 1,39 zł/110 g (ważny do marca 2013) a więc nie pozbywanie się lecz normalna promocja okresowa. Najbardziej interesowało mnie mięso, dwie osoby przede mną, dwie obsługujące dziewczyny Agnieszka i Monika, obie w ubraniu wierzchnim sklepowym. Łopatka wieprzowa 12,99 zł/kg, najpierw wybrałam chudsze kawałki, potem poprosiłam o zmielenie, obsługująca mnie Agnieszka nie miała nic przeciwko temu. Po drodze do kasy makaron świderki 2,39 zł/opakowanie 400 g – dobra cena na te ilość, do zupy, czemu nie więc w moim koszyku jedna paczka „wylądowała”. Przechodząc przez sklep nie natknęłam się na żadne nie-udogodnienia typu; utrudnione przejście czy zapaćkana posadzka; wszędzie porządek, swoboda przejścia, jedna z pracownic ceny skanerem sprawdzała, dwie inne uzupełniały towar na półkach – jedna w chłodni z nabiałem, druga – przyprawy kuchenne. Jak zauważyłam podzieloną tu mają kolorystycznie odzież dla pracowników zgodnie ze stanowiskami: pracownicy na mięsno-wędliniarskim i cukierniczym w kolorze bordowo-beżowym, kasjerki w kolorze zielono-beżowym a przy pracach na hali sklepowej w kolorze czerwonym. Jakieś chyba z 10 minut tu spędziłam i w tym krótkim czasie pomysł na obiad udało się sprecyzować.
Jedną sprawę w pobliżu z rana załatwiałam więc uznałam ,że po jakąś bułkę lub pączka tu wstąpię i przy okazji drobne zakupy do domu też zrobię. Najpierw swe kroki po wodę nie-gazowaną skierowałam 0,85 zł/2 litry. Gdy obchodziłam regał na końcu alejki dwie całkiem miłe sytuacje mnie „dotknęły”: pierwsza to pracownica na stoisku mięsnym, przechodząc wzdłuż lady powiedziała „dzień dobry”, odpowiedziałam oczywiście z uśmiechem, ale moje zaskoczenie spowodował fakt, że ani to moja znajoma i pierwszy raz na oczy ją widziałam, byłam tylko klientką, która w dodatku tylko obchodziła regał obok jej stoiska. Kultura pracowników tego sklepu zasługuje na najwyższe uznanie, nie przypominam sobie aby to spotkało mnie gdzieś. Drugą mił a niespodzianką były dwie palety majonezów – Helmans i Winiary, oba na promocji, najpierw pomyślała, że termin ważności im mija ale okazało się, że nie – pierwszy do września, drugi do maja, pierwszy 6,66 zł/słoik 650 ml, drugi 6,99 zł/słoik 700 ml. To miłe że krótko po świętach (tydzień), promocję powtórzyli a może ciągle trwa, tylko tego nie zauważyłam. Bułek drożdżówek nie kupiłam bo jak mnie poinformowała pracownica Marta, na razie nie są chodliwym towarem, czas poświąteczny i po-sylwestrowy nie sprzyja ich zbyciu więc pączkiem się zadowoliłam. W sklepie spokój, penie ze względu na godzinę poranną ale kilku klientów było widocznych. Porządek zachowany – posadzka czysta, artykuły poukładane, ceny widoczne. Pracownicy w odzieży firmowej sklepu, na stoisku mięsnym dodatkowo w czepkach chroniących włosy, każdy miły, uśmiechnięty. Miło tu robić zakupy, tym bardziej, że na odchodne, kasjerka życzy miłego dnia dziękując wcześniej za dokonane zakupy.
Tyla „wrzasku” w mediach na temat pracy lekarzy i aptekarzy, że moja mama miała obawy co do tej wizyty więc udałam się razem z nią, bardziej do towarzystwa niż w jakimkolwiek innym celu. Przychodnia niewielka, bardzo czyściutka i zadbana, kafelki, błysk – połysk dookoła. Po lewej stronie od wejścia okienko rejestracyjne. Pielęgniarki w białych fartuszkach (dwie), jedna czarne włosy, druga ciemny blond. Obie włosy upięte, obie uśmiechnięte zarejestrowała mamę ta z czarnymi, bardzo elegancko ułożonymi włosami i poprosiła o zaczekanie na krzesełku obok gabinetu pani doktor Krystyny. Przed nami był jakiś starszy pan i młoda kobieta z dzieckiem ok. 7-8 letnim. W stosunkowo niewielkim podłużnym holu, obok wejścia do gabinetu lekarza także drzwi do toalet damskiej i męskiej, wąskie przedłużenie prowadzi do dalszej części przychodnie, której nie miałam potrzeby oglądać i gdzie w białym fartuchu pojawiała się czasem „korpulentna’ kobieta. W gabinecie pani doktor Krystyny stolik lekarski, krzesełko dla pacjenta, szafka z medykamentami, kozetka, parawan, umywalka, kosz na odpadki. Pani doktor przywitała nas z uśmiechem, złożyłyśmy sobie życzenia noworoczne i przystąpiła do obowiązków; wypytała mamę o samopoczucie i inne dolegliwości (mama ma nadciśnienie i cukrzycę), poprosiła mamę na kozetkę, zmierzyła ciśnienie, skontrolowała zapisy indywidualnych pomiarów ciśnienia. W miłej sympatycznej atmosferze przebiegła wizyta, na koniec wypisała receptę z niezbędnymi lekami i żadnej dodatkowej, spornej pieczątki o jakiej krzyk w mediach jest na całego rozpętany, przysługujące zniżki zostały zapisane, żadnych 100% odpłatności, żadnego stempla „do decyzji NFZ.”. Pani doktor to bardzo sympatyczna starsza Pani, choć w białym fartuszku i tak bardzo elegancko wyglądała, rozpromieniona twarz, ładnie ułożone ciemne, krótkie włosy. Wie jak rozmawiać z pacjentem, uspokoić jego obawy i zaspokoić oczekiwania. Takie podejście lekarza do pacjenta zasługuje na pełne uznanie, taki lekarz rodzinny to skarb. Jak się chce to można dobrze obsłużyć, spełnić swoje obowiązki. Ten lekarz to internista – specjalista wielu dolegliwości wewnętrznych, więc oferta jego usług jest szeroka, wiedza jak widać też.
Ostatnie „resztki” zakupowe starego roku, oczywiście w Sylwestra, w Biedronce i niestety, nie najtańsze, mimo iż ta sieć sklepów uchodzi za jedną z tańszych, sama wielokrotnie takie sugestie przedstawiałam. Ogórki szklarniowe 5,97 zł/kg (to drogo, a nawet bardzo drogo), pomidory 5,97 zł/kg (tak samo nie tanio), papryka 9,97 zł/kg (to prawie rozbój), szczypiorek 1,97 zł/pęczek (nie mało ale dorodny i dość bogaty ilościowo więc wart ceny), natka pietruszki 1,27 zł/pęczek ( to przyzwoita cena). Trochę jakby wiedza na temat oczekiwań klientów zawiodła, a może to celowe działanie?Jedyne drugie wyjście - nie kupować, ale z innej strony patrząc – jak nie kupić, przyjęcie sylwestrowe to tradycja – żegnania „starego” i witania „nowego” w nadziei lepszej przyszłości. Dobrze, że wino wermut G.Casino ceny nie zmieniło 12,99 zł/litr i likier Calidao po staremu 19.99 zł/0,7 litra. W sklepie jeszcze sporo kupujących ale pracy tej placówki to nie zakłócało, czysto i w miarę przestronnie, dostęp do artykułów na półkach swobodny, duże, czarne cyfry cen też w oczy się „rzucają”. Po sklepie dumnie przechadzał się „brzuchaty”, wysoki ochroniarz, strosząc swoje „krzaczaste” wąsy, w ubraniu czarnym ze znaczkiem firmy ochroniarskiej. Przy pięciu kasach nieduże kolejki, w każdej pracownik w zielonej koszuli ze znaczkiem sklepu i identyfikatorem. Mnie obsługiwała Magdalena, zarówno mi jak i innym przede mną proponowała reklamówkę. Twarz uśmiechnięta, włosy ciemne, lekko kędzierzawe, związane w „ogonek”, sprawnie realizowała swoje obowiązki. Tak w zasadzie OK. tylko niektóre ceny już nie do końca OK.
Musiałam wcześnie wyjechać więc pomyślała, że przed wyjazdem sprawię radość rodzinie i na śniadanie świeże, może nawet ciepłe bułeczki im sprawię więc udałam się do tej piekarni przy ul. Wrocławskiej, niestety „klops”, bułki twarde i innych już nie będzie, drożdżówek nie ma, rogali też a pizzówek w ogóle nie było. piekarnia i takie niedociągnięcie. Jedyny jasny „punkt” tego mojego zamierzenia to chleb – jeszcze ciepły, dobrze wypieczony z lekko popękaną brązowiejącą skórką. Wzięłam co było 2,65 zł/bochenek 0,6 kg – później okazało się, że był pyszny jak mało kiedy. Nic dziwnego, jak dobrze wypieczony to inaczej być nie mogło, piecze się go tu tradycyjną metodą w piecu węglowym na naturalnym zakwasie bez ulepszaczy i innych dodatków chemicznych. Kupując taki chleb nawet cena nie za bardzo dokucza. Piekarnia bardziej przypomina swoim wyglądem zewnętrznym bardzo duży barak niż zakład produkcyjny, z lekka obskórnawy ale okna nowe, plastikowe, drzwi pasują bardziej do muzeum staroci niż do zakładu – popielata barwa z wiórami odstającej farby i napisem „Piekarnia”. Wewnątrz ściany z zaciekami i żółtymi plamami. Na szczęście posadzka czysta, przy wejściu chodnik. Chleby ułożone na trzy-półkowym metalowym wózku – 5 sztuk. Pracownica to miła, całkiem sympatyczna, stosunkowo młoda dziewczyna, dość „pulchnej” budowy z włosami blond upiętymi z tyłu głowy, w białym fartuchu. Światło niby jasne ale o dziwnej sinawej barwie. Z uśmiechem na twarzy i miłym tonem głosu obsłużyła mnie od razu bo innych klientów nie było więc w „minutę” opuściłam tą placówkę w sumie zawiedziona brakiem bułek ale zadowolona z ciepłego chleba, jaki rzadko zdarza mi się kupić. Może za rzadko właśnie tu zaglądam?
To jakby jedne z ostatnich zakupów starego roku, dlaczego tu? Trudno powiedzieć, zwyczajnie jechałam obok i zatrzymałam się na przy-sklepowym parkingu aby przejść przez sklep i ewentualnie skojarzyć – czego mi brakuje. Na wejściu warzywa i owoce – poukładane w skrzyneczkach, wyglądały na świeże z wyjątkiem dwóch pęczków całkowicie zwiędniętego koperku, tego tu nie powinno być. Rzut „oka” na marchewkę, szybka decyzja – wezmę kilka sztuk 1,59 zł/kg. W chłodni też wszystko w najlepszym porządku, dużo gotowych potraw typu wigilijnego – pierogi, uszka na promocji, krokiety wigilijne (szkoda, że teraz, nie przed świętami). Na pieczywie pracownica właśnie wykładała świeżo upieczone bułeczki – zapach roznosił się dookoła. Na „makaronach” – nitki do rosołu, trzeba było wziąć 0,99 zł/opakowanie 250 g (tańsze niż w Biedronce). Na mięsnym jeszcze można było kupić żeberka 11,99 zł (promocja, choć nie rewelacyjna) i schab b/k 17,99 zł/kg (bez promocji). Przechodząc przez stoisko chemiczno przemysłowe wpadły mi w „oko” torebki do pieczenia 4,79 zł/opakowanie, przydadzą się do upieczenia mięsa na sylwestrowe przyjęcie. Nic więcej nie zauważyłam przydatnego, w kasie nr 2 (wszystkie trzy były dostępne dla klientów) Sabina, młoda dziewczyna o urodziwej twarzy z delikatnym makijażem, uśmiechnięta, w odzieży firmowej sklepu, zaproponowała reklamówkę, skasowała zakupy i wręczyła 1 punkt EKO, przysługujący za każde 15 zł zakupów (taka promocja na komplet noży). Sklep uporządkowany, artykuły cenami oznaczone, przed sklepem też porządek, wózki w boksie poustawiane. W zasadzie nie ma się specjalnie do czego przyczepić, jedynie koperek – właściwie jego resztka, ale tylko szczegół, może nie warto było wspominać, coś komuś w sklepie umknęło.
Do zamieszczenie tego komentarza zainspirowała mnie przypadkiem przyuważona negatywna opinia innego obserwatora, który (w moim) pojęciu jest bardziej typem malkontenta, któremu większość zjawisk nie pasuje i lubi narzekać dopatrując się bardziej negatywów niż pozytywnych okoliczności, lubi po prostu narzekać. Miniony rok co całkiem udany okres tego portalu: przybywająca ilość obserwatorów, rankingi jakości obsługi, konkursy, które odbieram pozytywnie bo chodzi w nich głównie o dobrą zabawę, klub Super Obserwatora dający możliwości zyskania dodatkowych nagród za uzbierane punkty, proste i jasne zasady obsługi portalu. Nie wiem co miał(a) na myśli Sagittariusz pisząc o archaicznej szacie portalu i braku przejrzystości, oczywiście nigdy nie jest tak dobrze aby nie mogło być lepiej, ale taka ocena to przesada. Dodawanie obserwacji też nie uważam za niewygodne, moim zdaniem jest proste dla każdego, nawet dla nowicjusza internetowego i komplikacji tutaj nie widzę. W/w obserwator uznał siebie za weterana portalu tylko, z całym szacunkiem, wg mnie, weterana istnienia tylko i wyłącznie bo 1171 obserwacji na przestrzeni trzech lat to cokolwiek marny wynik na przeciw moich 556 – ciu za okres 9 –ciu miesięcy. Jednak każdy ma prawo ferować własną opinię, nawet na temat siebie. Jeśli chodzi o skrytykowany ranking gwiazdek to zawsze tak jest i każdym rankingu, że w pewnym momencie osiąga się określony najwyższy pułap. Jedyne co na pewno bym zmieniła to punktowanie obserwacji uznawanych prze moderatorów za Hit-y, np. dodałabym dodatkowy punkt w klubie Super Obserwatora, tak dla wyróżnienia. Po za tym bardzo istotnym jest fakt, że pracownicy portalu jakoscobsługi.pl zawsze odpowiadają na zamieszczone o nich opinie, uważam to za poważne traktowanie nas obserwatorów, szkoda że obserwowanych firm nie można do tego przymusić bo takie zachowanie firmy zasługuje na uznanie. ocenianie obserwacji przez moderatorów też jest w miarę sprawne, czasem się coś Przytka", zwłaszcza po weekendzie ale potem wraca do porządku, to zwyczajnie się może zdrzyć więc obsługę naszych obserwacji uważam za całkiem przyzwoitą. Zmiany, owszem zawsze są wskazane, warto podpowiadać ale trzeba też doceniać. Osobiście nie uważam aby jakoscobsługi.pl zasługiwał na ocenę negatywną ale są tacy co lubią krytykować i to robią przy każdej okazji zapominając o wypośrodkowaniu swojej opinii.
DORA, dziękujemy za opinię. Każdy użytkownik ma prawo do własnego zdania i oceny, a my to szanujemy. To co dla jednych jest przejrzyste, jasne i fajne dla innych takie nie musi być. Chyba jeszcze nikt nie wymyślił takiego konkursu, promocji czy portalu, który podobałby się wszystkim. Cieszymy się, że jesteś zadowolona z działania portalu, dziękujemy za wszystkie uwagi i sugestie. Pozdrawiamy, zespół portalu.
KFC to zawsze...
KFC to zawsze obowiązkowy i ostatni punkt zakupów w CH Auchan, zakup kubełka pełnego chrupiących kawałków kurczaka to „gwóźdź” finalny wizyty. Tego dnia obsługiwały mnie dwie młodziutkie pracownice: Gosia – kasowała, Karolina pakowała zawartość do kubełka 23,00 zł/zestaw 15 Hot Wings-ów + frytki powiększony o 3 kawałki kurczaka i frytki za 3,99 zł dodatkowo. To bardzo dobre rozwiązanie jeden pracownik do pieniędzy, drugi do podawania, to usprawnia obsługę, choć zawsze była tu ona sprawna. Tu zawsze obsługują bardzo młode osoby, miłe, sympatyczne, uśmiechnięte, ubrane w bluzeczki jednakowych kolorów i spodnie, włosy zabezpieczone przed uciążliwością pracy – krótkie lub upięte. Na czterech stanowiskach kasowych obsługa klientów przebiegała sprawnie, oczekiwania, jako takiego, w kolejce nie było, klienci brali potrawki do spożycia na miejscu lub na wynos. Obsługa zwykle trwa do 5 minut. Na koniec obsługi pracownica życzyła smacznego i miłego dnia. Nawet jeśli klient nie zwraca specjalnej uwagi na takie słowa to i tak mają one ogromne znaczenie b wpływają one na podświadomość i „rodzą” chęć kolejnej wizyty. Razem z rodziną wzięliśmy kubełek na wynos ale można też spożywać „zakup” na miejscu w specjalnie obok przygotowanym „ogródku” – stoliki z krzesełkami i (prawie nie rzucający się w oczy) pracownicy czuwający nad porządkiem – gdy ktoś od stolika odchodzi, natychmiast przygotowują to miejsce dla innych - wycierają blat aby każdy czuł pełen komfort. Wiele razy tu byłam i na pewno jeszcze tu będę klientem.
Bardziej z nudów poświątecznych i chęci “połażenia” z cichą nadzieja na jakieś ciekawe wyprzedaże przyjechaliśmy tu z rodziną, niż za konkretnymi zakupami. Wyprzedaży specjalnej nie było ale jakieś niewielkie zakupy zostały zrobione, no i wiele artykułów można było pooglądać, „oko” nacieszyć i niekoniecznie kupić. Sklep bardzo duży, bogato zaopatrzony w artykuły z różnych dziedzin, od podstawowych (żywieniowych) poprzez higieniczne, odzieżowe aż po elektroniczne. Potrzebowałam worki do odkurzacza ale mimo szerokiej gamy rodzajów, rozwieszonych na wieszakach do mojego Hoover-a nie było, upewniłam się na elektronicznym pomocniku w kształcie małego ekranu. Trudno. Sprzętu gospodarstwa domowego ogrom-pralki, lodówki, telewizory, mikrofalówki itd. Na zabawkach pełen luz i swoboda, czas prezentów minął więc spokojnie można było przejść i pooglądać. Szczególnie Lego – to ciągle zainteresowanie dzieci. Odzieżowe stoiska też przeszliśmy, wiele było do obejrzenia ale jakoś nic nie kupiliśmy. Na sporym stoisku ze słodyczami przyszła ochota na cukierki typu Michałki, ale były drogie 26,99 zł/kg, ekspedientka Magdalena poleciała identyczne Michaliny w cenie 21,90 zł/kg, no to trochę wzięłam. Na artykułach samochodowych zapach 5,99 zł/sztuka – płynny z wiatraczkiem (wg mnie stosunkowo tani i bardzo efektowny, szkoda że tylko jeden wzięłam, będzie pretekst wybrać się tu jeszcze raz). Na stoiskach spożywczych: makaron (grube rury) Canelloni 4,19 zł/opakowanie 250 g (to dobra cena, znam ten artykuł), Knorr Fix żeberka w coli 3,28 zł/opakowanie (reklamowany w TV, trzeba spróbować), przyprawy drobiowe w kostkach 0,67 zł/opakowanie 6 kostek (super cena), Pomysł na Chłopski garnek 2,58 zł/torebka, gorące kubki 0,92 zł/sztuka (bardzo dobra cena, przeważnie kosztują powyżej 1 zł), przyprawa w płynie 2,48 zł/buteleczka 200 g. Na kosmetykach: krem Nicea 3,98 zł/opakowanie 30 ml (taniej byłoby wziąć większe opakowanie ale takie mi starczy), New Caress Exotica 2,98 zł/opakowanie. Po 2 godzinnej wędrówce podeszliśmy do kasy. Liczność tych stanowisk i ich dostępność spowodowała, że oczekiwania na obsługę nie było i wszystko potoczyło się „gładko”. Z tym sklepem, jak dotąd, mam pozytywne doświadczenia. Wszędzie porządek, widoczne ceny, pracownicy w odzieży firmowej z przypiętymi identyfikatorami, mili, życzliwi, uśmiechnięci, chętnie pomogą i doradzą więc powodu do jako takiej krytyki nie mam.
To nieduży sklepik znajdujący się w pasażu handlowym Auchan, oferujący damską bieliznę. Weszłam tu bo przydałby mi się nowy biustonosz w kolorze białym lub cielistym. Gdy tylko przekroczyłam „granicę” sklepu z uśmiechem na twarzy przywitała mnie młoda, średniego wzrostu, z Lella „pulchnawa’ ekspedientka o czarnych włosach i uroczym wyrazie twarzy, ubrana schludnie – skromna, elegancka bluzeczka, czarne spodnie. Nie od razu oferowała swoją pomoc lecz pozwoliła najpierw mi „zlustrować” oferty, zapoznać się z nimi. Po chwili zbliżyła się w moim kierunku i sama uprzedziłam potrzebę pomocy. Znalazła mi właściwe rozmiary trzech fasonów, które przypadły do mojego gustu w wybranych kolorach. Jednak po zmierzeniu okazało się, że nie do końca mi odpowiadają. Niewielka przymierzalnia 1 x 1 m kw. Z dużym lustrem i bardzo jasnym oświetleniem, wieszak na odzież, w kącie taboret, czysto. Wybór bielizny duży ale ostatecznie nie zdecydowałam się na zakup, jednak to nie zdenerwowało w najmniejszym stopniu ekspedientki, przyjęła to ze zrozumieniem. Bardzo pozytywna postawa. Ceny nie niskie a nawet wysokie, mierzone prze ze mnie – 139,00 zł; 115,00 zł i 135,00 zł. Z drugiej jednak strony, porządne wykonanie kosztuje i kosztować musi, a jeśli chodzi o bieliznę to traktuję ją jako zakup szczególny (zwłaszcza biustonosze) a nie jednorazowy. Zakupu nie dokonałam ale to nie powód do krytyki, wybór duży co do fasonów, kolorów i Rozmiarów, ceny sensowne (choć nie niskie), obsługa miła i serdeczna, bielizna ładnie wyeksponowana na wieszakach, swobodny do niej dostęp i ogólne wrażenie Ok. Brak zakupu nie deklasuje tego sklepu w moich oczach.
Być w Centrum Handlowym Auchan i nie zatankować paliwa na ich stacji to raczej niedopuszczalne bo ceny jakie widniały z daleka widoczne na tablicy to nie tylko rzadkość ale wręcz zaproszenie: Pb 95 5,35 zł/litr, Pb 98 5,47 zł/litr, On 5,47 zł/litr, gaz 2,81 zł/litr.Obszerny, równy, uporządkowany podjazd stacji tego dnia oblegany był bardzo i nic dziwnego, media nagłaśniają wysoki wzrost po nowym roku (to za dwa dni) i każdy, kto tylko może stara się uzupełnić bak swojego samochodu na „ful”. Tego dnia przyjechaliśmy męża samochodem więc tankowany był ON ale kanister 20 l na benzynę do mojego też mieliśmy. Po zatankowaniu jednego paliwa udałam się do kasy nr 2 z prośbą o odblokowanie dystrybutora aby zatankować kanister, miła pracownica w kasie nie miała nic przeciwko temu więc aby, w pewnym sensie dwa razy tankować i dwa razy zapłacić nie musieliśmy dwa razy w kolejkach oczekiwać. Oczekiwaniom klienta „wyszła” naprzeciw. Trzy kasy tego dnia przeżywały istne oblężenie podobnie jak wszystkie dostępne dystrybutory. Przy tym z gazem pracownik w kombinezonie do obsługi. Przy każdym rzędzie dystrybutorów możliwość umycia szyb i lusterek
Jakieś pół godziny, może dłużej to trwało zanim opuściliśmy ten CPN po podniesieniu szlabanu, gdy udało już się zapłacić. Trudno, okres specyficzny, każdy ma prawo tu przyjechać i nikt nie jest „pępkiem świata” tylko zwykłym klientem. Gdy podjechaliśmy do kasy poszło już gładko. Sympatyczny głos pracownicy prosił o kolejne czynności bo płaciłam kartą, przez szybę dało się dostrzec też jej schludny, elegancki wygląd.
Bardzo krótka i konkretna była moja wizyta w tym sklepie znajdującym się w pasażu handlowym Auchan – papierosy 10,50 zł/paczuszka i tygodnik z programem TV – Tele Tydzień 1,99 zł/egzemplarz. Obie ceny stałe więc nie podlegają dyskusji i wydawaniu opinii choć co do papierosów można by się pokusić o narzekanie ale zawsze jest alternatywa (uzasadniona) – nie kupować i nie palić. Powierzchnia lokalu to jakby trójkąt o dwóch długich łukowatych ramionach, na jednej półokrągłej ścianie regał wypełniony czasopismami, gazetami, publikacjami i książeczkami dla zainteresowanych w różnym wieku od najstarszych do najmłodszych. Drugie ramie łukowate to szerokie wejście. Bardzo jasno oświetlone pomieszczenie, jaśniejsze chyba niż światło dzienne (takie miałam wrażenie). Bardzo miła ekspedientka, kobieta chyba w pobliżu trzydziestki, ciemne włosy, schludna odzież i delikatny makijaż, dodawała swoją osobą pewnego rodzaju uroku i dopełnienia całości tego sklepiku. Z uśmiechem na twarzy powitała nas już po przekroczeniu granicy sklepu. Gdy zapytałam o potrzebne papierosy, potwierdziła ich dostępność i sięgnęła na półkę za swoimi plecami oraz zaproponowała zapalniczkę, natomiast po gazetę udała się do jednego z regałów. Skasowała te skromne zakupy i z sympatią w głosie życzyła „miłego dnia” na pożegnanie. To miło, że nie zlekceważyła tak mało dochodowego klienta, dało się odczuć profesjonalizm w jej zachowaniu. To podnosi pozytywne walory placówki.
W Parku Handlowym Bielany – Auchan można dokonać wszystkich zakupów a także spędzić miło czas np. w niedzielne popołudnie, parkując samochód na bardzo rozległym parkingu, podzielonym na ponumerowane sektory. Największą powierzchnie zajmuje sklep Auchan, oferując artykuły wszelkiego rodzaju, od podstawowych np.(chleb, masło,) do najbardziej wyszukanych (np. odzież firmowa). Po za tym jest tu bardzo duży pasaż handlowy w którym znajdują się sklepy różnych mniej lub bardziej znanych firm, m. In Ives Rocher, Douglas czy Ingloot kosmetyki; Reserved, Orscy czy Big Star – odzież, Corcodrillo, 5 -10 – 15, Smyk – dziecięce; Media Markt – medialne; Tchibo – dla wszystkich; Infima, Obsession – bielizna; Apart – biżuteria itd. Jest tu też Park zabaw dla dzieci (odpłatny) gdzie można zostawić pociechy pod opieką pracownika. Zaspokojenie głodu jest także możliwe, zarówno doraźne jaki konkretne – z pełnym zestawem obiadowym w jednym z kilku punktów gastronomicznych np. KFC, Swojskie Jadło, Kafeteria itd. Specjalnie przygotowany ogródek do spożywania posiłków jest wyposażony w liczne stoliki z krzesełkami, ogrodzony i ozdobiony roślinami, w tle słychać przyjemną muzyczkę. Z boku, prawie niewidoczny pracownik w bluzie z napisem „pracownik porządkowy” ma uważne baczenie na utrzymanie porządku w tym miejscu, gdy klienci opuszczają dany stolik. Możliwość skorzystania z toalety także została tutaj zapewniona, zarówno dla kobiet, mężczyzn jak i matek z dziećmi. Liczne kabiny, liczne umywalki i suszarki do rąk, bieżąca woda zimna i ciepła. Wiele do życzenia pozostawia tu czystość posadzki, która w toalecie i w takim miejscu wymaga szczególnego traktowania ze względu na ogrom przewijających się tu osób i niestety tak się składa, że ilekroć tutaj byłam (dziś także) nie wyglądała za czysto. Wprawdzie pojawiła się pracownica, która coś tam „szturchnęła” miotłą, jakiś papierek zebrała i to było wszystko, odbite ślady butów jak były, tak zostały. Co do cen to każdy ze sklepów dyktuje własne a klienci kupują lub nie, zresztą cena wysoka czy niska to pojęcia względna i nie dla każdego znaczą to samo. Skoro ogrom ludzi się tu przewija i z zakupami wychodzą to znaczy, że im ceny odpowiadają. Nikt do zakupów nie jest przymuszany. W każdym sklepie czysto, pracownicy elegancko ubrani z przypiętymi identyfikatorami. Do Parku Handlowego Auchan można przyjechać i na zakupy i dla relaksu, jeszcze kino by się przydało.
Przejazdem będąc na tej stacji postanowiłam do-tankować paliwa bo jest tu tańsze niż w moim miasteczku, Pb 95 w cenie 5,44 zł/litr, ile weszło, tyle wlałam. Zanim to zrobiłam musiałam chwilę poczekać bo tak się złożyło, że przy każdym stanowisku stał jeden samochód lecz żadne to utrudnienie. Na podjeździe stacji dużo miejsca, można z boku zaparkować, jeśli ktoś nie tankuje, nieopodal kompresor i odkurzacz, z tego pierwszego jakiś kierowca korzystał, przy dystrybutorze z gazem pracownik odpowiedzialny za ten rodzaj uzupełnianego paliwa zajęty spełnianiem swojego obowiązku. W sklepie dwa stanowiska kasowe, oba czynne i dwóch młodych pracowników Łukasz i Mateusz, obaj eleganccy, obaj bardzo komunikatywni, wzajemnie się uzupełniający w rozmowie z klientem. Moja obsługa przypadła Łukaszowi, który z rozbrajającą zachętą proponował kawę małą lub dużą z babeczką gratis, batonika lub też płyn do spryskiwacza. W tych zachętach wtórował mu Mateusz z z pełna sympatią i wiarą, że dam się namówić. Aż głupio było odmawiać. Rozmowa z klientami w żaden sposób nie zakłócała wypełniania obowiązków i tworzyła zatoru kolejkowego. Wszystko odbywało się płynnie, sprawnie i szalenie sympatycznie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.